Nieustająca Pomoc, Kardiotissa, Keriotissa i Pausolipi - co łączy te ikony? O czym mówią? Jak powstały?
Od około dziesięciu lat w mojej codziennej pracy z ikonami płonie we mnie ogień wyrażania swoich myśli i odkryć w relacji z Bogiem. Staram się to jednak ukrywać. W ciągu dnia głęboko tłumię te pragnienia, bo przecież potrzeby ludzi wobec ikon są inne — muszą być kanoniczne, tradycyjne, "zgodne z Bożym porządkiem". Próbuję gryźć się w język i tłumić ból bezdusznego kopiowania, choć tak naprawdę kopiować nie potrafię. Nie mam rąk Rublowa, charakteru Lazarosa, ani oczu Teofana Greka. Walczę więc z myślą, czy nie pójść dalej w swoich refleksjach. Wieczorami, przy zamkniętych drzwiach, daję upust swoim myślom i emocjom… Czasami ze łzami w oczach odkrywam, że ktoś odważył się pokazać w swoim dziele tę intymną relację z ikoną Boga czy Maryi.
Czasami jednak nie udaje mi się tego ukryć. Nie potrafię trzymać emocji w tajemnicy i powstaje jakieś nowe dzieło. Nie powstaje ono dlatego, że świat tego chce. I to właśnie jest moment największej obawy — czy ludzie to przyjmą? Czy zlekceważą, nie dostrzegając głębi, i odrzucą w imię ortodoksji, przyzwyczajeń, standardów czy wizji poprawności przedstawień Boga, kształtowanych przez lata? I w końcu oddaję swoje dzieło światu.
Reakcje bywają różne, podobnie jak w przypadku moich prac tworzonych na skrzyniach po amunicji. Cieszę się, kiedy ktoś cicho pyta: "Czy mogę kupić to dzieło? Ono do mnie przemawia. Smucę się, kiedy słyszę o wątpliwościach kapłanów, którzy nie są pewni, czy taki sposób wyrażania się przystoi. Zdarzają się również powierzchowne oceny, jakoby moja praca była tylko po to, by zaistnieć, by kreować celebrytę… A ja pozostaję z wątpliwościami: robić swoje czy dostosować się do oczekiwań świata?
W takich chwilach szukam odpowiedzi w ikonach, w ich historii i przekazie. W ciągu ostatnich czterech lat ponownie odkryłem, że to wewnętrzne natchnienie, a nie świat, kreuje ikonę. Że ikona to nie tylko owoc surowej teologicznej myśli, ale także przeżycie, doświadczenie i opowieść o nim.
Od początku mojej pracy bardzo często towarzyszy mi ikona Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Zazwyczaj jej zamówienia pojawiają się wtedy, gdy pojawiają się obawy o brak pieniędzy czy inne trudności. Pewnego wieczoru, szukając inspiracji na konkurs plastyczny, natrafiłem na ikonę Matki Bożej Kardiotissy. To bardzo specyficzny wizerunek o niezwykłym ruchu. Szukając jej historii i znaczenia, dowiedziałem się, że przypisuje się ją Lazarosowi, autorowi Nieustającej Pomocy.
Próbując zrozumieć specyfikę tej ikony, która utkwiła mi w głowie przez odchyloną głowę Dzieciątka, jakby uciekającego od Matki, i brak nimbu krzyżowego wokół Chrystusa, odkryłem ciekawą historię. Okazuje się, że pierwotnie w klasztorze na greckiej Kardiotissie miała znajdować się ikona Matki Bożej Nieustającej Pomocy. Jednak wielokrotnie była ona kradziona, ponieważ klasztor leży na drodze prowadzącej na Kretę. Za każdym razem ikona wracała do klasztoru, nawet kiedy została przykuta łańcuchami do kolumn w nowym miejscu — wróciła z fragmentami kolumn i łańcuchami, które do dziś można zobaczyć w klasztorze. Ostatecznie jednak została skradziona ponownie i po latach odnaleziona w Rzymie.
Kiedy ikona nie wróciła, na jej miejsce powstała nowa. Co ciekawe, jeśli przyjrzymy się jej uważnie, jest ona inspirowana poprzednią, ale zinterpretowana inaczej. Zarówno w Nieustającej Pomocy, jak i w Kardiotissie znajdziemy cechy wspólne, z których szczególną jest ruch. W Nieustającej Pomocy Dzieciątko, mając odwróconą głowę, jakby ucieka do Matki, trzymając ją za rękę — ma to wyrażać reakcję na wizję przyniesioną przez archaniołów trzymających narzędzia męki. W Kardiotissie również przedstawiono archaniołów z narzędziami męki, a Jezus jest w specyficznym ruchu, jakby ogarnięty lękiem, podczas gdy Maryja przytula go z większą czułością niż w Nieustającej Pomocy.
Teologicznie obie ikony zachowują podobną wymowę, mimo że należą do różnych typów. Nieustająca Pomoc należy do typu Hodegetria, czyli "wskazująca drogę", podczas gdy Kardiotissa należy do typu Eleusa, czyli "miłosierna". W sumie oba wizerunki przedstawiają tę samą prawdę, ale w innym kontekście emocjonalnym. W jednym mamy postać wskazującą drogę, a w drugim czułą, serdeczną Matkę, choć scena przedstawia to samo — wizję męki – z powodu zamieszczonych u góry Archaniołów z narzędziami męki.
W końcu namalowałem pracę konkursową — Kardiotissę, narzucając jej styl dość ciężki, ciemny… Chciałem w ten sposób pokazać, że w świecie pełnym trudności i buntu, Maryja wciąż "słodko całuje". Wkrótce po tym wybuchła wojna na Ukrainie i ten wizerunek stał się dla mnie głównym wyrazem moich refleksji.
Kilka dni temu natrafiłem na kolejny wizerunek z charakterystycznym przyrostkiem „tissa”. Ten grecki przyrostek nadaje żeński rodzaj. Ikona, na którą natrafiłem, to Keriotissa. "Kerio" po grecku oznacza świecę. Próbując zrozumieć tę nazwę i jej historię, odkryłem, że Keriotissa jest kolejną ewolucją wizerunku Nieustającej Pomocy.
Autorem Keriotissy jest Christos Bokoros. Przyznaje na swojej stronie, że nie miał ochoty malować ikony, gdy został o to poproszony, ponieważ był zaabsorbowany przygotowaniami do swojej wystawy. Jednak przez jakiś czas w jego głowie krążył obraz Kardiotissy i odchylona głowa Dzieciątka. Co się wydarzyło? Bokoros namalował Keriotissę, która jest Kardiotissą, ale bez Dzieciątka. Maryja znajduje się w dokładnie tej samej pozie co Eleusa, ma tak ułożone ręce, jakby trzymała Chrystusa do pocałunku, jednak zamiast Niego otoczona jest płomykami świec. To niezwykłe przesłanie — Maryja o płonącej szacie, otoczona płomykami świec, które symbolizują prośby, pamięć i modlitwy wiernych.
Na tym jednak nie zakończyły się niezwykłe wręcz natchnienia jakie przychodzą w ikonach. Kardiotissa bardzo trafiła do mojego serca. Wciąż jednak najbardziej dotyka mnie to jakby cierpnie Dzieciątka, ten niezwykły ruch. Swego rodzaju próby ucieczki. Myśląc o tym odnalazłem kolejny wizerunek mówiący właśnie o roli Matki Bożej w cierpieniu. Szczególnie dotknęło mnie, gdyż od jakiegoś czasu proszę Maryję o ujawnienie sensu duchowego cierpienia jakie mnie dotyka i jest dla mnie nie zrozumiałe.
Ikona Matki Bożej Pausolipi przykuła moją szczególną uwagę z powodu dość dużego zbliżenia układu wizerunku do Kardiotissy. Układ jest jednak nieco inny. Dlaczego? Podobnie jak w Kardiotissie Chrystus ma odchyloną głowę a ciało się odchyla. Jednak w Pausolipi Maryja ma inaczej ułożone dłonie. Wydają się być efektem połaczenia dwóch typów ikon. Hodegetria i Eleusa jednocześnie. Maryja w geście pocałunku jednak układ dłoni, sposób ich namalowania wyraża dłonie nie trzymające Dzieciątko a wskazywanie na nie.
Pausolipi z greckiego tłumaczymy jako „pausa” – pauza, „lups” – smutek. Tym samym nazwę ikony możemy przetłumaczyć jako: przerywająca smutek, zabierająca smutek.
Odkrycie tej niezwykłej historii wizerunków stanowi dla mnie dowód, że ikona nie jest zależna jedynie od kanonu i surowości powiedzenia: ikona nie wyraża emocji. Przekonuję się, że z pewnością jest owocem przeżywania relacji z Bogiem, natchnień Bożych w każdej sytuacji życia. Relacja tych wizerunków ukazuje jak głęboka a jednocześnie prosta, codzienna, realizowana w trudach codzienności winna być relacja z Bogiem.
Pozostaje odpowiedzieć sobie na pytanie: jak to się ma do odrzucenia tego co nowe, inne i powstałe na potrzebę trudów życia by w tych właśnie miejscach odnieść się do Najświętszego? Czy to nie jest zbyt płytkie i ciasne przeżywanie wiary w oparciu tylko o kanony i kopie.
Ikona to relacja z Niebem. Nasza relacja. Tu na Ziemi. Czy więc nie powinna odpowiadać potrzebom aktualnych doświadczeń.
Dlatego jako ikonograf nigdy nie nazywam się autorem wizerunku, lecz rzemieślnikiem, który próbuje pomnażać otrzymany od Boga talent, a nie zachowywać go tylko dla siebie. Autorem moich prac, jest potrzeba odpowiedzi na Życie.